Czy w świecie AI i tłumaczeń symultanicznych jest jeszcze sens uczyć się języków obcych?
To zależy, po co nam jest dany język potrzebny. Jeśli w grę wchodzą relacje, warto się uczyć. Od kilku lat uczę się portugalskiego w wariancie brazylijskim. Rozmowa z Brazylijczykiem po portugalsku jest zupełnie inna niż ta z użyciem translatora czy nawet po angielsku. Znajomość kultury i niuansów językowych, jak np. wiedza, jak napisać po brazylijsku „XD”, robi różnicę.
Podobną rzecz zauważyłem już, gdy pojechałem jako student na Work Away do Szwecji. Wtedy po szwedzku nie potrafiłem powiedzieć nic poza słowem „lodołamacz” i „Hej”. Rok później wróciłem tam do pracy na recepcji, już mówiąc komunikatywnie i okazało się, że Szwedzi byli mniej zdystansowani niż w przypadku, gdy używaliśmy angielskiego i że zupełnie inaczej mogliśmy spędzić czas. Mógłbym metaforycznie powiedzieć, że Szwedzi mówiący po szwedzku, a Szwedzi mówiący po angielsku to nieco inni ludzie.
No i cóż? Wybierzesz się do Szwecji?
Czyli przyjechałeś do Szwecji nomen omen z „lodołamaczem”.
Tak, wiele lat później, właśnie przez to, że „isbrytare” to było pierwsze słowo szwedzkie, które poznałem, opracowałem metodę psychologiczno-językową, którą nazwałem „Mowołamacz”. Chodziło o przełamywanie lodów w rozmowie krok po kroku, podobnie jak statek płynący z miejsca A do miejsca B, który musi cierpliwie przełamywać lód ostrym kadłubem.
Jakie, Twoim zdaniem, są korzyści z nauki języka podczas podróży?
Pierwszy raz pojechałem do Wielkiej Brytanii, mając kilkanaście lat. Do tego czasu angielski to był w mojej głowie przedmiot szkolny, a tu nagle dzięki niemu mogłem zamówić sobie kanapkę. Okazało się, że ktoś korzysta z tego języka, który wcześniej istniał dla mnie tylko w czytankach i piosenkach. Jeśli ktoś szczególnie nie podróżował jako małe dziecko, może mieć wrażenie, że język to tylko kolejna z rzeczy „do nauczenia się”.
Kiedy korzystamy z języka w codziennych sytuacjach, nasz mózg lepiej zapamiętuje nowe słowa. Trochę na tej samej zasadzie jak dziecko mówiące „marchewka, ale nie groszek”, zauważa, że dostaje marchewkę i zapamiętuje skuteczność komunikacji. W podróży, poprzez działanie, nauka języka może stać się procesem naturalnym.
Zamów kanapkę w języku króla!
Ale może lepiej zacząć od mówienia do psa w domu i poczekać z wyjazdem aż osiągniemy pewien stopień biegłości?
Uczę się języków intensywnie od ponad 10 lat i nigdy nie miałem sytuacji, żeby ktoś mnie wyśmiał. Polecam ćwiczenie umysłowe: wyobraźmy sobie, że podchodzi do nas Francuz i mówi: „Dzień dobry, ja do Kabaty metro poproszę, jak tam można”. Uśmiechniemy się i wskażemy drogę, ewentualnie poprawiając go delikatnie, ale przecież nie wyśmiejemy takiej osoby. Ludzie zazwyczaj są chętni do pomocy i poprawią nas życzliwie.

Ile znasz języków?
Jako psycholog powinienem odpowiedzieć: to zależy. Oczywiście od tego, co uznajemy za „znajomość” języka. Jest takie powiedzenie „żyjesz tyle razy, ile znasz języków”. Ja mógłbym powiedzieć, że żyję 11 razy – na różnych poziomach: od komunikacji w podróży po biegłość na konferencjach naukowych. Podczas wymiany studenckiej, przez rok studiowałem psychologię, mając wszystkie przedmioty w pełni po hiszpańsku, a większość literatury naukowej czytam po angielsku.
Często korzystam w codziennym życiu właśnie z hiszpańskiego i angielskiego, a także z portugalskiego, tureckiego, francuskiego, rosyjskiego oraz niemieckiego. Z kolei włoski, grecki i szwedzki przydają mi się obecnie głównie w podróży. Jeśli chodzi o grecki – uczyłem się go w ramach wyzwania „Język w Rok” i na moim kanale YouTube można zobaczyć, jak mówię w tym języku po dokładnie 347 dniach nauki. Często w ramach podróży, uczę się podstaw różnych języków (ostatnio indonezyjskiego oraz islandzkiego), ale powiedziałbym, że „znam” te języki.
Osoby wielojęzyczne często kojarzą konkretne języki z określonymi sferami życia.
Choć nie można powiedzieć, że zmienia się wtedy moja osobowość, rzeczywiście zauważyłem, że mówiąc po angielsku, zyskuję nową perspektywę i staję się nieco bardziej analityczny. Po szwedzku – z uwagi na to, że pracowałem tam na kempingu – nie porozmawiam może o filozofii, ale chętnie zamienię kilka słów na temat różnic pomiędzy kamperem a przyczepą kempingową oraz podyskutuję o wyrywaniu chwastów i karmieniu kóz. Portugalski zawsze przynosi mi radość i uśmiech, a z kolei z uwagi na wspomnienie przedmiotu „neuropsychologia” na uniwersytecie w Granadzie, rozmowy o mózgu najbardziej naturalnie przychodzą mi po hiszpańsku. Różne języki pozwalają mi widzieć świat w nieco innych odcieniach. Mam taki zwyczaj, że jeśli potrzebuję złapać nową perspektywę na daną sytuację… idę na samotny spacer i rozmawiam ze sobą na głos w innym języku niż język polski. Czasem wręcz w kilku różnych językach podczas jednego spaceru.
Czy w języku polskim brakuje Ci jakichś słów?
Jest takie portugalskie słowo, które pochodzi od węża boa. „Wężoboawić” oznacza spokojne trawienie dużego posiłku, po tym jak najemy się kalorycznymi, tłustymi przekąskami. Natomiast szwedzkie słowo „smultronställe” oznacza dosłownie „poziomkowe miejsce” czyli miejsce, w którym spędzamy czas, które jest tylko dla nas, gdzie czujemy się dobrze. Rzeczywiście, to zależy od języka, jakie obszary życia są bardziej wyrażalne przez słowa.
Jak wykorzystać podróże do nauki języków?
Nie bać się i podejść do sprawy z uśmiechem. Albo inaczej – bać się i stresować, ale pomimo tego komunikować. Kiedy zaczniemy, okaże się, że to nie jest takie straszne. Korzystajmy z języka, miejmy pod ręką rozmówki i takie frazy-apteczki: „Jak to powiedzieć?” „Czy mówię dobrze?” „Czy możesz mówić wolniej?”. One naprawdę pomagają.
Przełamanie bariery językowej to jedno, a jak jest z barierą kulturową?
Warto przygotować się przed podróżą: przeczytać coś o kulturze danego kraju, obejrzeć. Rozmówki często zawierają informacje o szacunku do starszych i osób o wyższej pozycji, a rozmowę lepiej zacząć zbyt formalnie niż zbyt nieformalnie. Warto nauczyć się fraz typu: „Uczę się Pani/Pana języka, proszę mnie poprawić, jeśli zrobię błąd”. Dobrym sposobem jest również stworzenie „osobistych rozmówek” – nauczenie się odpowiedzi na często zadawane pytania, takie jak: „Czy masz dzieci?”, „Czym się zajmujesz?” „Czy masz żonę/męża?” „Ile zarabiasz?” (fraza: „W mojej kulturze się o tym nie mówi” może być przydatna). Przygotowanie odpowiedzi pomoże uniknąć przerzucania się na angielski, szczególnie w krajach, gdzie mało osób mówi w tym języku, np. w Tajlandii, Chinach czy Indonezji.

Na jakie wyzwania natrafiłeś, próbując rozmawiać w obcym języku w trakcie wyjazdu?
Pierwszy raz leciałem do Barcelony, mając 18 lat. Dopiero zaczynałem uczyć się hiszpańskiego i zostałem okradziony na dworcu autobusowym. Załatwianie spraw bez hiszpańskiego i katalońskiego było trudne. Nawet na komisariacie nikt nie mówił po angielsku. Po wielu próbach policjanci zorganizowali mi rozmowę telefoniczną po angielsku. Złożyłem zeznania i dostałem numer do polskiego konsulatu. Dziś pewnie byłoby to łatwiejsze z uwagi na dużo bardziej zaawansowane technologicznie słowniki, ale to mi pokazało, jak skomplikowane może być załatwianie spraw bez znajomości lokalnego języka.
Mam za sobą również podróże, w trakcie których czułem, że nie rozumiem, co się dzieje. Tak było w Tajlandii. Przeczytałem książkę „Tajlandia bez przewodnika” autorstwa Dawida Zastrożnego, o tajskiej kulturze, ale bariera językowa i poziom angielskiego wśród Tajów był taki, że w zasadzie mogłem tylko zamawiać jedzenie i pytać, co jest ostre, co nieostre, a zazwyczaj i tak się kończyło, że dostawałem ostre. Czułem się zagubiony i czasem miałem wrażenie, że ktoś próbuje mnie naciągnąć. Gdybym mógł lepiej wyrazić swoje myśli w ich języku, sytuacja byłaby inna.
W ostatniej podróży na Bali nauczyłem się podstaw języka indonezyjskiego, który jest dużo prostszy niż tajski. Nawet podstawy języka pomagają w prostych rozmowach i sprawiają, że lokalni mieszkańcy są bardziej otwarci. Wyzwania językowe w podróży są codziennością, ale odpowiednie przygotowanie zawsze pomaga.
Spróbuj swoich sił w tajskim
Polecasz swoim kursantom zostawienie nauki w domu i ruszenie w podróż?
Paradoksalnie nie namawiam ich do wyjazdu za granicę, by nauczyć się języka. Można zanurzyć się w języku w domu – włączając nowy język do swojej codzienności, rozklejając karteczki, czytając gazety i oglądając vlogi. Można nawet konwersować poprzez czat z native speakerami, używając różnych aplikacji. Osobiście polecam kursantom kupić bilet do kraju, gdzie mówi się językiem, którego się uczą, na kilka miesięcy w przód. To działa motywacyjnie – wiedząc, że za trzy miesiące będę w Paryżu czy Madrycie, mam większą motywację do nauki. To uzupełnienie nauki, ale nie konieczność. Wiele osób mieszka od lat w obcym kraju i nie nauczyło się języka, bo otaczają się swoimi rodakami. Można biegle nauczyć się norweskiego, nigdy nie wyjeżdżając do Norwegii.
Jak Polacy uczą się języków, czy lubią uczyć się języków obcych?
Jesteśmy bardzo chętni do nauki języków i zdajemy sobie sprawę z wartości tej nauki, zwłaszcza że wiele osób podróżuje. Jednocześnie bardziej się boimy. Strach przed oceną i perfekcjonizm wynika z naszego systemu edukacji, gdzie jesteśmy od dziecka oceniani za każdy błąd. Warto zrozumieć, że nie jest naszą winą, że tak czujemy. W rzeczywistości, gdy używamy języka za granicą, rzadko jesteśmy oceniani, a częściej doceniani za nasze starania. Jeśli jedyną rzeczą, która nas blokuje, jest strach przed nieperfekcyjnością, warto nad tym pracować równocześnie z nauką języka. Tym bardziej że nasz akcent to znak naszej odwagi – oznacza to, że mówimy w co najmniej jednym języku, który nie jest naszym językiem ojczystym.
Czy przez te wszystkie lata zmieniło się Twoje postrzeganie języka polskiego?
Myślę, że tak, choć wiele zmian zaszło na mniej świadomym poziomie. Stałem się bardziej otwarty, a rzeczy, które kiedyś wydawały mi się inne, teraz są dla mnie normalne. Mniej boję się oceny, zarówno językowej, jak i w innych aspektach życia. Wpłynęły na mnie kultury śródziemnomorskie i mentalność Brazylijczyków. Czerpię radość z małych momentów, mówiąc hiszpańskim słowem „disfrutar”. Ciekawostką jest też mit o trudności języka polskiego. W Polsce mówi się, że polski jest jednym z najtrudniejszych języków na świecie, zaraz po chińskim. Jednak w Grecji Grecy mówią, że grecki jest najtrudniejszy, Węgrzy twierdzą to samo o węgierskim, a Turcy o tureckim. Zacząłem się więc zastanawiać, na ile to chęć wyróżnienia się, a na ile realna ocena sytuacji.
Sprawdź, czy węgierski jest trudniejszy od polskiego
Jak utrzymać zdobyte umiejętności językowe po powrocie z podróży?
Ja bym zachęcał do czegoś odwrotnego. Zachęcam do rozwijania umiejętności językowych w domu i stworzenia sobie systemu, który pozwala uczyć się regularnie. Większość osób podróżuje jednak tylko przez kilka tygodni w roku, a ważne jest, by kontynuować naukę na co dzień. Podróże najlepiej traktować jako okazję do testowania, przełamania barier i językowego skoku wzwyż. Zanurzenie w kulturze i codzienne używanie języka przyspiesza naukę. Ważne, by po powrocie wrócić do swojego systemu nauki. Regularnej nauki słownictwa, przyjemnej nauki gramatyki (tak, to możliwe!), czytania, słuchania, pisania i komunikacji, nawet z domowego zacisza. Codzienna, cierpliwa nauka oraz radość z tego procesu: to klucze do sukcesu.
Patryk Topoliński, psycholog specjalizujący się w psychologii międzykulturowej, i technikach nauki języków. W styczniu 2024 r. znalazł się na 5. miejscu w rankingu „TOP 10 najbardziej inspirujących młodych przedsiębiorców” według Forbes. Trener językowy i twórca metody nauki dowolnego języka „Język w Rok” oraz metody przełamywania bariery w mówieniu „Mowołamacz”. Twórca wyzwania „Ogarnij naukę języków w 15 dni”.
